Czy na moment pożyczysz mi swoje buty ?
Zakończono
Kampania wzbudziła
423 reakcji
Wstęp
Jestem osobą tragiczną, albo silną, to zależy kto mi to mówi. Oba określenia mi się podobają, bo wymagają ode mnie wysiłku, abym starała się jeszcze mocniej.
Chcę Wydać książkę, w nakładzie 300 szt. Myślę, że taka ilość jest wystarczająca na całą Polskę, a może i świat.
Chcę , a nawet muszę wydać to co napisałam, ponieważ muszę to powiedzieć komuś póki mnie zabraknie. Ale to co napisałam jest bardzo mocno emocjonalne i chciałabym zapalić tym parę osób.
Dlaczego warto mi pomóc? Warto, za tym co napisałam stoi życie i śmierć, przyjaźń i nienawiść, niebo i pieklo, Bóg.
Opis projektu
Napisałam książkę o katoliczce, schizofreniczce, alkoholiczce i kalece w jednym, Książka liczy ok 110 stron, opłacilam już wstępna korektę i opłaciłam rysunki. To były drobne w porównaniu z kosztami wydania książki którą muszę wydać .
Całość zebranej kwoty jest przeznaczona na opłacenie wydawcy, To bardzo przyjazne wydawnictwo, Czuję, że musi się udać, bo to moje marzenie. Od kilku lat wracam myślą do książki, więc to nie jest jakiś chwilowy kaprys.
załączam fragment jednego z rozdziałów:
ANIA
Płakałam na grobie swojego dziecka, staliśmy z mężem obok siebie, czułam że nie jestem sama, czułam że i jego to poruszyło... Córeczka Ania urodziła się martwa. Byłam w 6 mies ciąży. Kiedy tydzień wcześniej przyszłam na pogotowie, zrobiono mi usg z którego nie wynikało nic aż tak bardzo poważnego. Zgłosiłam się sama, ponieważ czułam że coś nie jest w porządku. Oczywiście skierowano mnie na oddział, wiec jednak doktor miał obawy o przebieg ciąży, ale ja protestowałam, ponieważ bałam sie zostawić starszych córek z mężem. Miały wtedy 4-5 lat. W mojej głowie wybrzmiał obraz moich dzieci trzymających w ręku nóż kuchenny będących bez opieki i ich ojca gdzieś w nieokreślonej przestrzeni. Tak argumentowałam brak zgody na skierowanie do szpitala. Dostałam telefon od swojej cioci , która przyjechała z rodziną w nasze rejony i zapowiedziała się z wizytą. Prawie biegłam, żeby zdążyć na autobus, ponieważ mieszkaliśmy w oddalonej o 4 km wsi. Na szczęście spocona i zdyszana zdążyłam. W domu zrobiłam sobie herbatę i rozejrzałam po obejściu, dałam córeczkom jakieś zajęcie i zaczęłam ogarniać mieszkanie, aby nie wstydzić się przy gościach. Przy zamiataniu na kolanach nie miałam siły. Czułam się okropnie. Miałam tylko jeden komplet pościeli na zmianę, ale zdjęłam go kilka dni wcześniej i z powodu złego samopoczucia nie wyprałam natychmiast. Zabrałam się więc od razu do prania. Nie użyłam pralki, ponieważ była to Frania i musiałabym nosić wiadrami wodę do prania i płukania, a nie miałam na to siły. Uklękłam przy wanience i zaczęłam prać ręcznie. Była ładna, ciepła pogoda, był miesiąc letni, paliło słońce. Pościel szybko wyschła i pachniała wiatrem. Goście przyjechali i ugoszczeni poszli spać. Nazajutrz wrócili w drogę powrotną, a ja usiadłam i wróciły znowu obawy o dzieciątko w brzuszku. Niedawno dowiedziałam się, że maż zostanie ojcem również innego, nieślubnego dziecka, te rozterki wraz z obawą o moje dziecko targały mną wewnętrznie. Następnego dnia złe samopoczucie nasiliło się i po konsultacji z mężem poszłam do cioci, która mieszkała w pobliżu w tej samej wsi, która jest pielęgniarką, aby zmierzyła mi ciśnienie. Nie chciała powiedzieć jakie mam, ale kategorycznie poleciła udać się do szpitala. Teraz już, umęczona ostatnimi dniami, zrezygnowana odpuściłam, czułam się niemal jak wrak człowieka. Właściwie było mi wszystko jedno, abym tylko miała siły. Pojechałam na pogotowie. Tam stwierdzono brak tętna dziecka. Zanim położyłam się na fotelu i zanim zdecydowano żebym urodziła martwe dziecko, umieszczono mnie na sali obok porodówki. Wiedziałam, że śmierdzę, nie umyłam się wcześniej. Ale nie miałam już siły kiwnąć nawet paluszkiem, zdobyć się na jakikolwiek wysiłek. Od tygodnia robiłam wszystko ponad siły, i kiedy dowiedziałam się, że noszę w sobie śmierć, zupełnie zrezygnowałam. Myślę, że to była depresja. Rodziłam siłami natury, przy każdym skurczu odmawiałam głośno Zdrowaś Maryjo... I Ojcze nasz... Właściwie wykrzyczałam te modlitwy podczas porodu. Przeważnie na sali byłam sama, obok nikt nie rodził, czekano na finał. Podczas każdego skurczu mdlałam, wyglądało to tak jakbym odmawiała połowę Zdrowaś i cisza, połowę Ojcze nasz i cisza. Przyszła do mnie położna i ''obudziła'' ze słowami troski: "Modlisz się? To dobrze''. Dobry Bóg zabierał mi świadomość podczas porodu, abym nie cierpiała już więcej. Jaki ból jest rodzić utęsknione dziecko, a jaki martwe właśnie się dowiedziałam. Kiedy już poczułam, że nadchodzi finał zawołałam położną i ona odebrała z mojego wnętrza mój skarb, córeczkę... Zaraz zaczęto robić pomiary, przyszła druga pielęgniarka i jedna do drugiej powiedziała: ,,Patrz''. Nie chciałam wiedzieć na co patrzą, ja sama nie widziałam córeczki, ponieważ była już dla mnie duchem, to ciałko było tylko jej tymczasowym mieszkaniem. Wiedziałam, ze już jej ze mną nie ma. Potem położono mnie na oddziale ginekologii, nie na położnictwie, co odebrałam jako akt zrozumienia dla mojej sytuacji. Tego jeszcze dnia wieczorem zdawało mi się, że ktoś przyszedł do mnie, że stanął w drzwiach, ale nie widziałam nikogo... Spuściłam wtedy wzrok w poczuciu winy, czułam się winna. Po kilku dniach mąż mnie odebrał ze szpitala, poszliśmy na cmentarz, mąż wcześniej pochował córeczkę w grobie rodzinnym. Rozszlochałam się na grobem nad sobą i całym tym moim jestestwem, mąż stał cichy obok. Potem pojechaliśmy do domu, w kuchni stała cała wanienka do kąpania dzieci napełniana brudnymi naczyniami podczas całej mojej nieobecności. Mąż powiedział: "zaraz się tym zajmę'', odwrócił się, wyszedł i wrócił późnym wieczorem.
Cel projektu
Podstawowym celem jest wydanie książki o osobie, której wszystko runęło w gruzy, i pomimo tego, że mówi się aby od fundamentów zbudować nowe, to życie autorki było inne, bo zmagała sie dodatkowo ze swoja chorobą , której nie doceniała.
Jeśli nie uzbiera się 100% stracę nadzieje na marzenia, na ich spełnienie. A nadto stracę możliwość oczyszczenia się.
Natomiast jeśli uzbieram ponad 100% przeznaczę je na wydanie książki , ponieważ to będzie znak, że komuś moje pisanie jest potrzebne. A to już jest moje marzenie takie malutkie jeszcze, bo jestem skromna osobą.
Nagrody
Zawsze dobrym pomysłem na nagrodę jest:
- Produkt finalny kampanii -książka, która mam nadzieje się spodoba
- Unikalne doświadczenia związane z kampanią - to już będzie moje doświadczenie, ponieważ może znajdę kolejnych przyjaciół, a jak pisałam mam szczęście do zdawało by się zwykłych, ale jakże wyjątkowych ludzi.
- Unikalne nagrody dostępne tylko w kampanii -unikalna nagrodą może być moja inicjatywa składania życzeń na urodziny w formie kartki na adres domowy.
O autorze / Zespół
Ta książka to mój własny pomysł , wspierają mnie moi przyjaciele, sa to skromne osoby, mobilizują mnie, i dopinguja. Jestem otoczona ludźmi, którzy mnie mobilizują, abym spełniła swoje marzenia. Nie jestem osobą ambitną, nie mam w posiadaniu jakichś nadzwyczajnych umiejętności albo cech. Za to, że mam w sobie bezsilność co do choroby. Mam uszkodzony mózg , a nawet niewiele brakuje do amputacji nóg. chcę wydać książkę jeszcze póki mogę. To się nie stanie jutro, ani za miesiąc. Mobilizacja i robienie wszystkiego z wysiłkiem oddala ten moment. Sorry, chciałabym być utalentowaną na skalę światową pisarką, jednak jestem tylko chora. Nie szukam litości, chcę jeszcze coś robić.
Ryzyko
Robię wszystko z ogromnym wysiłkiem, już jestem przyzwyczajona do wysiłku, Książka jest już napisana, Wydawca czeka już tylko na pieniądze, jedynym ryzykiem jest moje zdrowie , ale jak napisałam mi wysiłek nie obcy. Cenię sobie ludzi i zależy mi na tym aby nikogo nie zranić.
Imienne podziękowanie
Książka z dedykacją
Zakup wymaga podania adresu dostarczenia
Podziękowanie
Zakup wymaga podania adresu dostarczenia
Kartka na urodziny
Zakup wymaga podania adresu dostarczenia
Zaproszenie do grupy z fragmentami książki
kartka na najbliższe urodziny ode mnie
Zakup wymaga podania adresu dostarczenia
Książka
Zakup wymaga podania adresu dostarczenia