Imperialne rozmowy przy piwie cz. I
Wywiad przy piwie przeprowadzony przez naszych Partnerów - WE the CROWD, na których możecie liczyć w doradztwie przy projektach crowdfundingowych, wsparciu medialnym i promocyjnym.
Zapraszamy na stronę
O kampanii crowdfundingowej “Piwnego Imperium"
MG: Skąd pomysł, aby crowdfundować?
FG (Filip Głowacz): Potrzebowaliśmy pieniędzy… (śmiech). Sprawa wyglądała tak: mieliśmy inwestora, który powiedział, że sfinansuje wydruk, ale więcej dać nie może.
IH (Irek Huszcza): Trzeba dodać: nie był to dom wydawniczy czy duża firma, ale prywatna osoba; ktoś kto mógł i chciał pomóc i kto autentycznie lubi pomagać w spełnianiu marzeń. Powiedział nam: “mogę dać tyle a tyle, jeśli chcecie czegoś więcej, musicie szukać dalej”.
FG: Oczywiście na wstępie musieliśmy zainwestować własne pieniądze, szczególnie w projekt graficzny i wyjazdy testowe. Nasze zasoby testowe zaczęły się powoli wyczerpywać. Irek ma dwuletnie dziecko, moje urodziło się na dwa dni przed pierwszym zaprezentowaniem projektu. Coś trzeba było zrobić.
MG: Interesowaliście się crowdfundigiem wcześniej? Śledziliście kampanie innych?
FG: Tak, jak najbardziej. Znaliśmy siłę crowdfundingu, interesowaliśmy tym, co dzieje się na Kickstarterze czy IndieGoGo…
IH: Od razu pomyśleliśmy: “świetna idea, świetny mechanizm.. ciekawe czy to może zadziałać w Polsce?”…
FG: …i przyjrzeliśmy się polskim platformom. W zakładce “gry” znajdowaliśmy po 2 pozycje i do tego nie były to planszówki. Byliśmy zaskoczeni: nawet gier komputerowych nikt nie próbował u nas crowdfundować.
BFM: Teraz to się zmienia.
FG: W planszówkach także. Ludzie zaczynają się do nas zgłaszać, piszą o swoich projektach i o tym, że niebawem wchodzą ze swoją grą na platformę crowdfundingową.
MG: Otworzyliście drzwi?
FG: Mamy nadzieję, że na tyle szeroko, żeby mogło zmieścić się tam jak najwięcej osób.
MG: Jest ktoś konkretny, kogo możecie polecić?
FG: “Pan Lodowego Ogrodu”. To projekt wydawnictwa Red Imp i Fabryki Słów.
[rozmowa miała miejsce jeszcze na długo przed pojawieniem się tej akcji na Wspieram.to – WtC]
IH: Tam widać naprawdę wielki profesjonalizm. Między nami a nimi jest taka różnica, że w ich przypadku mamy do czynienia jednak z wydawnictwem. Po pierwszych teaserach wiem, że na pewno ich wesprę i spodziewam się, że przebiją „Piwne Imperium”.
FG: Na pewno przebiją.
[czy przebili? Niezupełnie: po prostu pobili rekord polskiego crowdfundingu ;) – WtC]
BFM: A nie obawiacie się, że to będzie zbyt profesjonalne? Że w przeciwieństwie do Was nie wypadną dostatecznie autentycznie, że będą sprawiać wrażenie firmy, która ma środki, żeby wypuścić to normalnym sumptem, a szuka jedynie okazji do generowania buzzu?
[i rzeczywiście po trosze tak właśnie było. Akcja miała charakter raczej przedsprzedażowy – niewielkie zaangażowanie społeczności – WtC]
IH: Nie wiem jak wygląda ich sytuacja. Jest to nowe wydawnictwo, młody zespół.
FG: Patrząc na ich profil na Facebooku widzimy, że ich podejście jest otwarte, szczere, bez sztucznosci czy nadęcia…
MG: Czyli, co do zasady, nie chcielibyście aby crowdfunding szedł w pełną profesjonalizację? Agencje PR itd.?
IH: O nie, zdecydowanie nie. Biały kołnierzyk i krawat to nie jest to, co chciałbym widzieć w crowdfundingu. Choć nie mam oczywiście nic przeciwko, aby kampanie były robione w sposób profesjonalny. Byleby wypadało to naturalnie i szczerze, byleby był w tym indywidualny rys robiącego kampanię.
FG: Ciężko być profesjonalistą w każdym z aspektów kampanii: w robieniu gier, grafiki, filmów, copywritingu, marketingu…
IH: Nie jesteśmy marketingowcami z wykształcenia, ani z zawodu – uczymy się tego, chłoniemy dobre praktyki.
FG: Nawet wykładamy w Wyższej Szkole Bankowej (śmiech)
MG: Marketing w crowdfundingu jest jednak zupełnie inny niż w “normalnych” relacjach kupna i sprzedaży.
BFM: Jest inaczej między innymi dlatego, że ludzie stojący za zbiórkami nie mają pieniędzy na szeroko zakrojoną promocję. Muszą kombinować, angażować społeczność, aby sama niosła dobrą nowinę i aby otrzymać od niej feedback. To właśnie było fantastyczne w Waszej zbiórce: nie zapomnieliście o tzw.outreachu. Zrobiliście beta testy przed właściwą zbiórką, jeździliście z tą grą po kraju, zbieraliście opinie…
IH: Chcieliśmy zrobić grę, która będzie wolna od jakichkolwiek nacisków środowiska. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jeśli puścimy tę grę do testów w ramach jednego środowiska, to środowisko to może ją zdefiniować. Woleliśmy pojeździć po Polsce, zaprosić ludzi których nie znamy. Koledzy, jak wiadomo, mogą mieć problem, aby szczerze ocenić grę, którą się im pokazuje – wiedzą ile trzeba było włożyć w nią pracy. Byliśmy w Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu, Krakowie.
FG: Ważne jest też to, żeby podkreślić, że zaczęliśmy ze sporym wyprzedzeniem budować świadomość tego, czym jest nasz projekt. Na 5 miesięcy przed kampanią na Wspieram.to mieliśmy już profil na Facebooku. Musieliśmy zebrać tłum, któremu to ogłosimy. Ale nie chcieliśmy od razu mówić, że to gra planszowa. Komunikacje skonstruowaliśmy tak, aby ludzie nie wiedzieli do końca o co chodzi, aby spekulowali, zgadywali, czekali na dalsze informacje. Wszyscy zastanawiali się czy to będzie browar, pub, restauracja.
IH: Ktoś nawet strzelił, że to może będzie browar obwoźny, jeżdzący po miejscowościach i warzący dla ludzi piwo… (śmiech).
FG: Pojawiła się już wtedy nasza maskotka, Pan Chmielik, który ogłosił, że to ty będziesz decydować jakie piwo będzie warzone.
IH: I to zasiało jakiś ferment.
MG: Dosłownie!
FG: (śmiech) Tak! Na tym etapie pojawiło się wiele pytań: jak oni chcą to zrobić? Browar kontraktowy, restauracyjny? Przeprowadzać głosowania? Pozwoliliśmy ludziom spekulować.
MG: Ktoś trafił, że to gra?
IH: Nie, nikt. Mogło to wynikać z faktu, że skierowaliśmy komunikat do konkretnego środowiska: miłośnikow piwa, piwowarów, ludzi związanych z browarami i pubami.
FG: Dopiero 5 lipca powiedzieliśmy otwarcie, że będzie to gra planszowa o piwie. Zaprezentowaliśmy pierwszy prototyp, pokazaliśmy jak to wygląda…
BFM: I przyjęli to ciepło?
FG: To było ryzyko. Ludzie mogli oczekiwać czegoś zupełnie innego, więc zdarzały się negatywne opinie…
IH: Tak, ale z drugiej strony środowisko związane z piwowarstwem w Polsce, mimo różnych animozji, mocno się wspiera. Kiedy okazało się, że będzie gra, niektórzy powiedzieli “świetnie”, a inni: “nie moja bajka, ale życzę Wam powodzenia”. To nam się podobało. Nie było morza hejtu.
Następna część wywiadu-rzeki już wkrótce!
Wywiad przy piwie przeprowadzony przez naszych Partnerów - WE the CROWD, na których możecie liczyć w doradztwie przy projektach crowdfundingowych, wsparciu medialnym i promocyjnym.
Zapraszamy na stronę
O kampanii crowdfundingowej “Piwnego Imperium"
MG: Skąd pomysł, aby crowdfundować?
FG (Filip Głowacz): Potrzebowaliśmy pieniędzy… (śmiech). Sprawa wyglądała tak: mieliśmy inwestora, który powiedział, że sfinansuje wydruk, ale więcej dać nie może.
IH (Irek Huszcza): Trzeba dodać: nie był to dom wydawniczy czy duża firma, ale prywatna osoba; ktoś kto mógł i chciał pomóc i kto autentycznie lubi pomagać w spełnianiu marzeń. Powiedział nam: “mogę dać tyle a tyle, jeśli chcecie czegoś więcej, musicie szukać dalej”.
FG: Oczywiście na wstępie musieliśmy zainwestować własne pieniądze, szczególnie w projekt graficzny i wyjazdy testowe. Nasze zasoby testowe zaczęły się powoli wyczerpywać. Irek ma dwuletnie dziecko, moje urodziło się na dwa dni przed pierwszym zaprezentowaniem projektu. Coś trzeba było zrobić.
MG: Interesowaliście się crowdfundigiem wcześniej? Śledziliście kampanie innych?
FG: Tak, jak najbardziej. Znaliśmy siłę crowdfundingu, interesowaliśmy tym, co dzieje się na Kickstarterze czy IndieGoGo…
IH: Od razu pomyśleliśmy: “świetna idea, świetny mechanizm.. ciekawe czy to może zadziałać w Polsce?”…
FG: …i przyjrzeliśmy się polskim platformom. W zakładce “gry” znajdowaliśmy po 2 pozycje i do tego nie były to planszówki. Byliśmy zaskoczeni: nawet gier komputerowych nikt nie próbował u nas crowdfundować.
BFM: Teraz to się zmienia.
FG: W planszówkach także. Ludzie zaczynają się do nas zgłaszać, piszą o swoich projektach i o tym, że niebawem wchodzą ze swoją grą na platformę crowdfundingową.
MG: Otworzyliście drzwi?
FG: Mamy nadzieję, że na tyle szeroko, żeby mogło zmieścić się tam jak najwięcej osób.
MG: Jest ktoś konkretny, kogo możecie polecić?
FG: “Pan Lodowego Ogrodu”. To projekt wydawnictwa Red Imp i Fabryki Słów.
[rozmowa miała miejsce jeszcze na długo przed pojawieniem się tej akcji na Wspieram.to – WtC]
IH: Tam widać naprawdę wielki profesjonalizm. Między nami a nimi jest taka różnica, że w ich przypadku mamy do czynienia jednak z wydawnictwem. Po pierwszych teaserach wiem, że na pewno ich wesprę i spodziewam się, że przebiją „Piwne Imperium”.
FG: Na pewno przebiją.
[czy przebili? Niezupełnie: po prostu pobili rekord polskiego crowdfundingu ;) – WtC]
BFM: A nie obawiacie się, że to będzie zbyt profesjonalne? Że w przeciwieństwie do Was nie wypadną dostatecznie autentycznie, że będą sprawiać wrażenie firmy, która ma środki, żeby wypuścić to normalnym sumptem, a szuka jedynie okazji do generowania buzzu?
[i rzeczywiście po trosze tak właśnie było. Akcja miała charakter raczej przedsprzedażowy – niewielkie zaangażowanie społeczności – WtC]
IH: Nie wiem jak wygląda ich sytuacja. Jest to nowe wydawnictwo, młody zespół.
FG: Patrząc na ich profil na Facebooku widzimy, że ich podejście jest otwarte, szczere, bez sztucznosci czy nadęcia…
MG: Czyli, co do zasady, nie chcielibyście aby crowdfunding szedł w pełną profesjonalizację? Agencje PR itd.?
IH: O nie, zdecydowanie nie. Biały kołnierzyk i krawat to nie jest to, co chciałbym widzieć w crowdfundingu. Choć nie mam oczywiście nic przeciwko, aby kampanie były robione w sposób profesjonalny. Byleby wypadało to naturalnie i szczerze, byleby był w tym indywidualny rys robiącego kampanię.
FG: Ciężko być profesjonalistą w każdym z aspektów kampanii: w robieniu gier, grafiki, filmów, copywritingu, marketingu…
IH: Nie jesteśmy marketingowcami z wykształcenia, ani z zawodu – uczymy się tego, chłoniemy dobre praktyki.
FG: Nawet wykładamy w Wyższej Szkole Bankowej (śmiech)
MG: Marketing w crowdfundingu jest jednak zupełnie inny niż w “normalnych” relacjach kupna i sprzedaży.
BFM: Jest inaczej między innymi dlatego, że ludzie stojący za zbiórkami nie mają pieniędzy na szeroko zakrojoną promocję. Muszą kombinować, angażować społeczność, aby sama niosła dobrą nowinę i aby otrzymać od niej feedback. To właśnie było fantastyczne w Waszej zbiórce: nie zapomnieliście o tzw.outreachu. Zrobiliście beta testy przed właściwą zbiórką, jeździliście z tą grą po kraju, zbieraliście opinie…
IH: Chcieliśmy zrobić grę, która będzie wolna od jakichkolwiek nacisków środowiska. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jeśli puścimy tę grę do testów w ramach jednego środowiska, to środowisko to może ją zdefiniować. Woleliśmy pojeździć po Polsce, zaprosić ludzi których nie znamy. Koledzy, jak wiadomo, mogą mieć problem, aby szczerze ocenić grę, którą się im pokazuje – wiedzą ile trzeba było włożyć w nią pracy. Byliśmy w Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu, Krakowie.
FG: Ważne jest też to, żeby podkreślić, że zaczęliśmy ze sporym wyprzedzeniem budować świadomość tego, czym jest nasz projekt. Na 5 miesięcy przed kampanią na Wspieram.to mieliśmy już profil na Facebooku. Musieliśmy zebrać tłum, któremu to ogłosimy. Ale nie chcieliśmy od razu mówić, że to gra planszowa. Komunikacje skonstruowaliśmy tak, aby ludzie nie wiedzieli do końca o co chodzi, aby spekulowali, zgadywali, czekali na dalsze informacje. Wszyscy zastanawiali się czy to będzie browar, pub, restauracja.
IH: Ktoś nawet strzelił, że to może będzie browar obwoźny, jeżdzący po miejscowościach i warzący dla ludzi piwo… (śmiech).
FG: Pojawiła się już wtedy nasza maskotka, Pan Chmielik, który ogłosił, że to ty będziesz decydować jakie piwo będzie warzone.
IH: I to zasiało jakiś ferment.
MG: Dosłownie!
FG: (śmiech) Tak! Na tym etapie pojawiło się wiele pytań: jak oni chcą to zrobić? Browar kontraktowy, restauracyjny? Przeprowadzać głosowania? Pozwoliliśmy ludziom spekulować.
MG: Ktoś trafił, że to gra?
IH: Nie, nikt. Mogło to wynikać z faktu, że skierowaliśmy komunikat do konkretnego środowiska: miłośnikow piwa, piwowarów, ludzi związanych z browarami i pubami.
FG: Dopiero 5 lipca powiedzieliśmy otwarcie, że będzie to gra planszowa o piwie. Zaprezentowaliśmy pierwszy prototyp, pokazaliśmy jak to wygląda…
BFM: I przyjęli to ciepło?
FG: To było ryzyko. Ludzie mogli oczekiwać czegoś zupełnie innego, więc zdarzały się negatywne opinie…
IH: Tak, ale z drugiej strony środowisko związane z piwowarstwem w Polsce, mimo różnych animozji, mocno się wspiera. Kiedy okazało się, że będzie gra, niektórzy powiedzieli “świetnie”, a inni: “nie moja bajka, ale życzę Wam powodzenia”. To nam się podobało. Nie było morza hejtu.
Następna część wywiadu-rzeki już wkrótce!