10 lat temu

Imperialne rozmowy przy piwie cz. II

Wywiad przy piwie przeprowadzony przez naszych Partnerów - WE the CROWD, na których możecie liczyć w doradztwie przy projektach crowdfundingowych, wsparciu medialnym i promocyjnym.

Zapraszamy na stronę



Pierwszą część dyskusji znajdziecie tutaj.
 

MG: Prowadząc swoją kampanię staraliście się zwrócić do dwóch bardzo odmiennych środowisk: piwowarskiego i planszówkowego. Z jakim komunikatem poszliście do jednych, a z jakim do drugich?

FG: Zaczęliśmy od tego pierwszego, bo tutaj można było zacząć promocję nie zdradzając zbyt wiele. Dopiero, gdy ogłosiliśmy, że to jest planszówka, włączyliśmy w to ludzi ze świata planszówkowego. Trzeba pamiętać, że my nie byliśmy w żaden sposób osobami rozponowalnymi w środowisku graczy. To była nasza pierwsza gra, nie udzielaliśmy się wcześniej zanadto na spotkaniach, konwentach, forach.

IH: Raczej czytaliśmy fora niż pisaliśmy na nich.

FG: Burza zaczęła się, gdy środowisko piwne żywo zareagowało na nasz filmik z 5 lipca.

IH: Byliśmy kompletnie zaskoczeni otwartością tych ludzi. Robiąc “Piwne Imperium”, od razu planowaliśmy dodatek “Polskie browary i puby”
 

BFM: To był jeden ze stretch goals.

IH: Tak. Kiedy opowiadaliśmy o tej inicjatywie w środowisku piwnym, reakcja była niezwykle pozytywna. Dostaliśmy więcej zaproszeń na testy i turnieje w pubach, niż byliśmy w stanie przyjąć. Moglibyśmy jeździć po dziś dzień. Od pewnego momentu musieliśmy zacząć odmawiać, bo nie byłoby nas stać na podróże (śmiech).
 

MG: Czyli relacja z pubami to testy i turnieje. A z browarami…?

IH: Głównie wsparcie promocyjne i nagrody… pisali o nas na swoich fanpage’ach, dostarczyli nagród na turnieje np. zaproszenie przez browar Pinta na ważenie piwa opartego na nowej recepturze. Nawet bardzo małe przedsiębiorstwa, np. jednoosobowe, robiące kufle, zaangażowały się w tworzenie nagród dla kampanii.

MG: Czy od początku zakładaliście, że będziecie współpracować z browarami regionalnymi? Nie braliście pod uwagi korporacyjnych marek?

IH: Od samego początku chcieliśmy pójść w stronę rzemieślicznych i regionalnych browarów. Chcieliśmy pokazać trochę inną stroną, inną kulturę picia piwa w Polsce. A wierzcie, że były szanse to skomercjalizować (śmiech).

FG: To nadało temu zupełnie innego klimatu. Możesz samemu uwarzyć piwo dla pubu… np. tego, w którym teraz siedzimy (śmiech).  

[Wywiad odbył się w Pubie Piwoteka w Łodzi  – WtC]
 

BFM: A właśnie, pomówmy chwilę o nagrodach. Zdecydowaliście się na rozwiązanie, w ramach którego każda kolejne nagroda obejmuje wszystko to, co dawała poprzednia. Nie wszyscy tak postępują – choćby po to, aby zachęcić ludzi do kupienia dwóch różnych perków. Czy Wasi partnerzy współfinansowali te nagrody?

IH: Nie, wszystkie te koszty pokrywaliśmy sami – wszystko było wliczone w kwotę, którą zebraliśmy.

FG: Wszystko było tak wyliczone i zaplanowane, abyśmy mogli wszystko sami sfinansować, pozostać niezależnymi.

IH: Zależało nam też na przejrzystości. Uważaliśmy, że trzeba pokazać pełne koszty. Jeśli gra kosztuje 160 zł, to obejmuje to także np. koszt wytworzenia, koszt wysyłki… patrząc na to jak rosną poszczególne progi – od podziękowań, przez dekle pod piwo. po grę – widać, że ten progres w naturalny sposób odpowiada wzrostowi kosztów. Więcej: jeśli ktoś nas wsparł kwotą 160 złotych, a był – jak my – z Wrocławia, to oddawaliśmy mu koszt wysyłki.

FG: Podczas eventu w Zupie, wręczaliśmy grę z banknotem 20 zł za koszt przesyłki. Stopniowo wieść doszła do środowisk planszówkowych i to one zaczęły ten temat przejmować. Pojawiły się nawet kierowane w naszą stronę pretensje: dlaczego tak bardzo skupiamy się na miłośnikach piwa, a nie na graczach? Ale dla nas było jasne, że od kogoś musimy zacząć. A najlepiej było zacząć od środowisk do których było nam najbliżej. Później ruszyliśmy w trasę: byliśmy w 4 miastach, gdzie zaprosiliśmy graczy na beta testy. To doświadczenie pomogło nam zmodyfikować i ulepszyć grę.

IH: Ludzie, którzy tam przyszli, otworzyli nam oczy w wielu kwestiach. Zbieraliśmy ciekawe pomysły. Przekonaliśmy się jak w praktyce działa mądrość tłumu.

MG: Czyli mieliście okazję wpleść nieco crowdsourcingu w swoją akcję. Na ile dawaliście ludziom swobodę współtworzenia gry? Na ile byliście otwarci na materiały z zewnątrz? Przyjęlibyście np. grafikę od fana?

FG: Tutaj trzeba być ostrożnym. Jestem w pełni za zaangażowaniem – ale w jakichś granicach.

IH: Dam przykład. Jako perk zapropowaliśmy możliwość zaprojektowania karty. I kilka pomysłów szło w kierunku “złotej bramki”. Wyciągam kartę i wszyscy padają. Nie o to w planszówkach chodzi (śmiech). Podpowiadaliśmy jak można to zmodyfikować. Rozmawialiśmy, sugerowaliśmy i za każdym razem dochodziliśmy do jakiegoś kompromisu.  

FG: Trzeba jasno powiedzieć, że ostatecznie to my podejmowaliśmy decyzję, mając na uwadze grę jako całość. Lepiej jest dać kilka możliwości i pozwolić wybrać.
 

BFM: Crowd voting.

FG: Tak. Wtedy ludzie wybierają, ale my nie tracimy kontroli nad własnym projektem.

MG: Crowd voting ma tę zaletę, że wygrywa nie ten, kto kupił droższego perka, ale zbiorowo ci, którzy uzyskali najwięcej głosów.

IH: Tak, zgadzam się. Zresztą trzeba podkreślić, że ludzie podrzucili nam kilka niesamowitych pomysłów, na które sami byśmy nie wpadli.

MG: W ten sposób budowaliście społeczność.

FG: Tak, w międzyczasie zyskaliśmy 600 fanów na Facebooku. Kolejnym krokiem było opracowanie kampanii crowdfundingowej.

IH: Choć nasze jeżdżenie po Polsce nie miało służyć promocji kampanii na Wspieram.to. Zupełnie jej wtedy jeszcze nie planowaliśm.
 

BFM: Nie wiedzieliście, że skorzystacie z crowdfundingu?

IH: Na tym etapie: jeszcze nie.

FG: Spostrzegliśmy, że pewnych kosztów nie uwzględniliśmy i że skądś będziemy musieli zdobyć te brakujące środki.

IH: Z zewnątrz to może wyglądać tak, że przeprowadziliśmy calą kampanię od A do Z, ale tak naprawdę dużo więcej było w tym spontaniczności i improwizacji. Wtedy nie myśleliśmy o tych działaniach jako o spójnej całości – dopiero z perspektywy czasu wszystkie te posunięcia zaczęły procentować.

FG: Wiadomo, że chcąc zaczynać kampanię, trzeba mieć przygotowany grunt, trzeba nad nią pracować z pewnym wyprzedzeniem. Oczywiście, można ją rozpocząć bez przygotowań i liczyć na to, że trafi się w jakąś potrzebę, w dobry moment, można liczyć na szczęście. Ale my chcieliśmy mieć nad tym jak największą kontrolę. Innymi słowy: chcieliśmy pomóc szczęściu, jak tylko się dało.
 

BFM: Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężką pracą jest crowdfuding. To wymaga cierpliwości i ogromnych nakładów czasu. Kiedy już ruszy kampania doby zaczynają mieć 27 godzin.

FG: Zdecydowanie. Odpisywanie, nadzorowanie, utrzymywanie buzzu, reagowanie szybko na to co się dzieje, wyznaczanie kolejnych celów…

MG: Powiedziałbyś, że ile czasu dziennie spędzałeś nad zbiórką?

FG: Średnio? Jakieś 4 godziny.

IH: Ludzie mieli sporo funu z pokonywania naszych stretch goals (śmiech). Byli naprawdę zmotywowani. Na takie tempo szczerze mówiąc nie byliśmy przygotowani.
 

MG: Byli tacy, którzy wpłacali znowu przy kolejnych stretch goals?

IH: Kilka osób tak. I nie było to wcale małe wsparcie.

FG: Był nawet właściciel pubu, który wywiesił plakat z napisem “czy Ty wsparłeś już Piwne Imperium?” i osobiście zbierał pieniądze na naszą kampanię. Z tych pieniędzy kupiono później dwa egzemplarze gry dla pubu.

IH: Trafiliśmy na fajnych ludzi, którzy zupełnie bezinteresowanie odzywali się do nas, proponowali pomoc, zapraszali na turnieje do swoich pubów, na testy…


 

MG: Wy sami też zaangażowaliście się nie tylko w swoją zbiórkę ale crowdfunding w ogóle. Pomogliście np. “Franko 2”. Możecie powiedzieć więcej?

FG: To gra naszego dzieciństwa. Chcieliśmy ich wesprzeć, odkąd usłyszeliśmy o kampanii. Pierwszy odruch był taki, żeby wpłacić pieniądze, ale… za chwilę pomyśleliśmy, że chcielibyśmy aby i inni wpłacali. Trzeba ich było jakoś zachęcić. I tak wpadliśmy na pomysł zrobienia gry planszowej print-and-play w klimacie “Franko”.

IH: Eventówka, w której naparzasz się z przeciwnikami, dokładnie jak we “Franko”. Punkty życia, ciosy, żetony obrażeń, okrzyki bojowe (śmiech). Nawet na planszy było “nie bądź ćwok, wesprzyj Franko 2”.

BFM: Fajne, że opracowaliście całą mechanikę pod tę grę.

MG: I to dość szybko…?

FG: W dwa dni. Ekipa od “Franko” dostarczyła nam grafiki, skonstruowaliśmy koncepcję i mechanikę, później testy i… było po wszystkim. 

MG: Czyli tak jak inni pomogli Wam przy Waszej kampanii, tak Wy wsparliście “Franko”.

IH: Dokładnie tak. I mam nadzieję, że będą i kolejne okazje do wzajemnego wspierania się projektodawców.

BFM: Jak układała się Wasza relacja z platformą?

FG: Od samego początku do ostatniego dnia byliśmy na gorącej linii. Cały czas w kontakcie. Zobaczyli naszą akcję na etapie zgłoszenia i od razu uznali, że to może być coś wartościowego. Zaoferowali pomoc przy promocji, przy pisaniu opisu projektu, etc.

MG: Czyli zaoferowali się z pomocą od razu, nie po tych 4 godzinach, kiedy było już jasne, że to będzie sukces? (śmiech)

FG: Nie, nie. Od samego początku.
 

BFM: Uważacie, że platformy powinny angażować się osobiście we wszystkie projekty? Czy może w część? A może jak Kickstarter powinny ograniczać się do roli providera?

FG: Myślę, że w przypadku Kickstartera to jest kwestia skali – takiej ilości projektów nie da się ogarnąć. Zresztą: Kickstarter nie musi się tak angażować. W Polsce crowfunding jest dopiero na początku swojej drogi.

IH: Trzeba i promować, i pomagać. Umieć powiedzieć: “Słuchajcie, może jeśli zrobicie to inaczej, to może się nie udać…”. Nie mogą nikogo do niczego zmusić, ale mogą dobrze doradzić. Nam doradzali np. żeby zmienić nieco progi przy nagrodach. Później przyjechali na premierę “Piwnego Imperium”.

BFM: Ja na tym etapie jestem zwolennikiem tego, aby platformy pomagały projektodawcom w rozsądnym zakresie. To buduje crowdfunding, utrwala dobre praktyki. Natomiast na dłuższą metę platformom może braknąć mocy przerobowych – przecież projektów będzie coraz więcej. Trudno uniknąć sytuacji, w której trzeba będzie wybrać: komu pomagać? Wtedy każdemu projektodawcy, który poniesie porażkę, łatwo będzie skwitować: “no tak – ale ja nie dostałem pomocy”. Pojawią się zarzuty i spekulacje.

MG: Stąd zaczyna się pojawiać praktyka sprowadzania ludzi z zewnątrz – weteranów kampanii i organizacji, takich jak… WE the CROWD (śmiech).

IH: To chętnie byśmy robili. Popełniliśmy sporo błędów, sporo rzeczy teraz zrobilibyśmy inaczej, ale dzięki temu możemy teraz pomóc innym takich błędów uniknąć.

FG: Nie popełnia błędów, kto nic nie robi.

IH: Choć chcę podkreślić, że nie kreujemy się na ekspertów. Na pewno wiele rzeczy mogliśmy zrobić lepiej. Chętnie zobaczę, jak inni robią jeszcze lepsze kampanie i chętnie będę im w tym pomagał. Naprawdę, zależy nam na tym, aby wspierać crowdfunding jako ideę. Na 100% na marginesach jakiejś kampanii jeszcze nas zobaczycie.
 

MG: Udało Wam się jednak zrealizować cel w 4 godziny. Kiedy planowaliście kampanię, zakładaliście, w którym punkcie macie szansę dobić do celu 5 tys. zł?

[taki był oryginalny cel finansowy “Piwnego Imperium” – WtC]

IH: Szczerze? Około 20 dnia. Pierwszego dnia miałem akurat spotkanie. Nie śledziłem tego, co działo się na platformie. Dopiero wiadomość od Filipa mnie obudziła. Minęło półtorej godziny i było blisko 40%. Do czasu kiedy przyjechałem do domu było już prawie 100% kwoty.

FG: Uważaliśmy, że możemy uzbierać 5 tys. w 20 dni i na ostatnie 10 zostawić stretch goal.

IH: Chłopaki ze Wspieram.to w pewnym momencie obawiali się nawet, czy 30 dni to nie za mało (śmiech)

MG: A Wy? Jesteście zwolennikami dłuższych czy krótszy zbiórek?

IH, FG (jednocześnie): Krótszych.

FG: Chodzi o dynamikę. I nie wyobrażam sobie ciągnąć naszej akcji przez 60 dni (śmiech)

IH: Chyba, żeby cały hype i pracę władować w pierwszy i ostatni moment kampanii, godząc się z tym, że pośrodku będzie dziać się niewiele.

FG: Myślę, że gdybyśmy startowali na Kickstarterze, celowalibyśmy w kampanię dłuższą niż 30 dni. Tam znacznie trudniej jest się przebić, dłużej trwa dotarcie do świadomości wspierających, przebicie się przez szum.
 

MG: Nie narażając się na dekonspirację, co możecie zdradzić o swoich planach na przyszłość?

FG: Po pierwsze, “Piwne Imperium” będzie wchodzić na rynki zagraniczne. Będziemy też jechać do Essen na targi, żeby tam promować Piwne. Mamy też inny projekt, “Dice Brewing”, który będziemy crowdfundować. I wreszcie: myślimy o grze “Naczelnik”.

IH: Na razie możemy powiedzieć tyle, że ta gra wpisuje się w naszą tradycją wyboru nietypowych dla planszówek klimatów. “Naczelnik” w ciekawy sposób rozwija ten kierunek. Będzie tam sporo myślenia, logiki. Przeczuwam, że będzie to coś oryginalnego.

BFM: Mnóstwo skojarzeń łączy się z tym słowem. Od więzienia począwszy (śmiech)

IH: Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. W stosownym momencie odkryjemy karty (śmiech).


Ostatnia część wywiadu-rzeki już wkrótce! 

Wywiad przy piwie przeprowadzony przez naszych Partnerów - WE the CROWD, na których możecie liczyć w doradztwie przy projektach crowdfundingowych, wsparciu medialnym i promocyjnym.

Zapraszamy na stronę



Pierwszą część dyskusji znajdziecie tutaj.
 

MG: Prowadząc swoją kampanię staraliście się zwrócić do dwóch bardzo odmiennych środowisk: piwowarskiego i planszówkowego. Z jakim komunikatem poszliście do jednych, a z jakim do drugich?

FG: Zaczęliśmy od tego pierwszego, bo tutaj można było zacząć promocję nie zdradzając zbyt wiele. Dopiero, gdy ogłosiliśmy, że to jest planszówka, włączyliśmy w to ludzi ze świata planszówkowego. Trzeba pamiętać, że my nie byliśmy w żaden sposób osobami rozponowalnymi w środowisku graczy. To była nasza pierwsza gra, nie udzielaliśmy się wcześniej zanadto na spotkaniach, konwentach, forach.

IH: Raczej czytaliśmy fora niż pisaliśmy na nich.

FG: Burza zaczęła się, gdy środowisko piwne żywo zareagowało na nasz filmik z 5 lipca.

IH: Byliśmy kompletnie zaskoczeni otwartością tych ludzi. Robiąc “Piwne Imperium”, od razu planowaliśmy dodatek “Polskie browary i puby”
 

BFM: To był jeden ze stretch goals.

IH: Tak. Kiedy opowiadaliśmy o tej inicjatywie w środowisku piwnym, reakcja była niezwykle pozytywna. Dostaliśmy więcej zaproszeń na testy i turnieje w pubach, niż byliśmy w stanie przyjąć. Moglibyśmy jeździć po dziś dzień. Od pewnego momentu musieliśmy zacząć odmawiać, bo nie byłoby nas stać na podróże (śmiech).
 

MG: Czyli relacja z pubami to testy i turnieje. A z browarami…?

IH: Głównie wsparcie promocyjne i nagrody… pisali o nas na swoich fanpage’ach, dostarczyli nagród na turnieje np. zaproszenie przez browar Pinta na ważenie piwa opartego na nowej recepturze. Nawet bardzo małe przedsiębiorstwa, np. jednoosobowe, robiące kufle, zaangażowały się w tworzenie nagród dla kampanii.

MG: Czy od początku zakładaliście, że będziecie współpracować z browarami regionalnymi? Nie braliście pod uwagi korporacyjnych marek?

IH: Od samego początku chcieliśmy pójść w stronę rzemieślicznych i regionalnych browarów. Chcieliśmy pokazać trochę inną stroną, inną kulturę picia piwa w Polsce. A wierzcie, że były szanse to skomercjalizować (śmiech).

FG: To nadało temu zupełnie innego klimatu. Możesz samemu uwarzyć piwo dla pubu… np. tego, w którym teraz siedzimy (śmiech).  

[Wywiad odbył się w Pubie Piwoteka w Łodzi  – WtC]
 

BFM: A właśnie, pomówmy chwilę o nagrodach. Zdecydowaliście się na rozwiązanie, w ramach którego każda kolejne nagroda obejmuje wszystko to, co dawała poprzednia. Nie wszyscy tak postępują – choćby po to, aby zachęcić ludzi do kupienia dwóch różnych perków. Czy Wasi partnerzy współfinansowali te nagrody?

IH: Nie, wszystkie te koszty pokrywaliśmy sami – wszystko było wliczone w kwotę, którą zebraliśmy.

FG: Wszystko było tak wyliczone i zaplanowane, abyśmy mogli wszystko sami sfinansować, pozostać niezależnymi.

IH: Zależało nam też na przejrzystości. Uważaliśmy, że trzeba pokazać pełne koszty. Jeśli gra kosztuje 160 zł, to obejmuje to także np. koszt wytworzenia, koszt wysyłki… patrząc na to jak rosną poszczególne progi – od podziękowań, przez dekle pod piwo. po grę – widać, że ten progres w naturalny sposób odpowiada wzrostowi kosztów. Więcej: jeśli ktoś nas wsparł kwotą 160 złotych, a był – jak my – z Wrocławia, to oddawaliśmy mu koszt wysyłki.

FG: Podczas eventu w Zupie, wręczaliśmy grę z banknotem 20 zł za koszt przesyłki. Stopniowo wieść doszła do środowisk planszówkowych i to one zaczęły ten temat przejmować. Pojawiły się nawet kierowane w naszą stronę pretensje: dlaczego tak bardzo skupiamy się na miłośnikach piwa, a nie na graczach? Ale dla nas było jasne, że od kogoś musimy zacząć. A najlepiej było zacząć od środowisk do których było nam najbliżej. Później ruszyliśmy w trasę: byliśmy w 4 miastach, gdzie zaprosiliśmy graczy na beta testy. To doświadczenie pomogło nam zmodyfikować i ulepszyć grę.

IH: Ludzie, którzy tam przyszli, otworzyli nam oczy w wielu kwestiach. Zbieraliśmy ciekawe pomysły. Przekonaliśmy się jak w praktyce działa mądrość tłumu.

MG: Czyli mieliście okazję wpleść nieco crowdsourcingu w swoją akcję. Na ile dawaliście ludziom swobodę współtworzenia gry? Na ile byliście otwarci na materiały z zewnątrz? Przyjęlibyście np. grafikę od fana?

FG: Tutaj trzeba być ostrożnym. Jestem w pełni za zaangażowaniem – ale w jakichś granicach.

IH: Dam przykład. Jako perk zapropowaliśmy możliwość zaprojektowania karty. I kilka pomysłów szło w kierunku “złotej bramki”. Wyciągam kartę i wszyscy padają. Nie o to w planszówkach chodzi (śmiech). Podpowiadaliśmy jak można to zmodyfikować. Rozmawialiśmy, sugerowaliśmy i za każdym razem dochodziliśmy do jakiegoś kompromisu.  

FG: Trzeba jasno powiedzieć, że ostatecznie to my podejmowaliśmy decyzję, mając na uwadze grę jako całość. Lepiej jest dać kilka możliwości i pozwolić wybrać.
 

BFM: Crowd voting.

FG: Tak. Wtedy ludzie wybierają, ale my nie tracimy kontroli nad własnym projektem.

MG: Crowd voting ma tę zaletę, że wygrywa nie ten, kto kupił droższego perka, ale zbiorowo ci, którzy uzyskali najwięcej głosów.

IH: Tak, zgadzam się. Zresztą trzeba podkreślić, że ludzie podrzucili nam kilka niesamowitych pomysłów, na które sami byśmy nie wpadli.

MG: W ten sposób budowaliście społeczność.

FG: Tak, w międzyczasie zyskaliśmy 600 fanów na Facebooku. Kolejnym krokiem było opracowanie kampanii crowdfundingowej.

IH: Choć nasze jeżdżenie po Polsce nie miało służyć promocji kampanii na Wspieram.to. Zupełnie jej wtedy jeszcze nie planowaliśm.
 

BFM: Nie wiedzieliście, że skorzystacie z crowdfundingu?

IH: Na tym etapie: jeszcze nie.

FG: Spostrzegliśmy, że pewnych kosztów nie uwzględniliśmy i że skądś będziemy musieli zdobyć te brakujące środki.

IH: Z zewnątrz to może wyglądać tak, że przeprowadziliśmy calą kampanię od A do Z, ale tak naprawdę dużo więcej było w tym spontaniczności i improwizacji. Wtedy nie myśleliśmy o tych działaniach jako o spójnej całości – dopiero z perspektywy czasu wszystkie te posunięcia zaczęły procentować.

FG: Wiadomo, że chcąc zaczynać kampanię, trzeba mieć przygotowany grunt, trzeba nad nią pracować z pewnym wyprzedzeniem. Oczywiście, można ją rozpocząć bez przygotowań i liczyć na to, że trafi się w jakąś potrzebę, w dobry moment, można liczyć na szczęście. Ale my chcieliśmy mieć nad tym jak największą kontrolę. Innymi słowy: chcieliśmy pomóc szczęściu, jak tylko się dało.
 

BFM: Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężką pracą jest crowdfuding. To wymaga cierpliwości i ogromnych nakładów czasu. Kiedy już ruszy kampania doby zaczynają mieć 27 godzin.

FG: Zdecydowanie. Odpisywanie, nadzorowanie, utrzymywanie buzzu, reagowanie szybko na to co się dzieje, wyznaczanie kolejnych celów…

MG: Powiedziałbyś, że ile czasu dziennie spędzałeś nad zbiórką?

FG: Średnio? Jakieś 4 godziny.

IH: Ludzie mieli sporo funu z pokonywania naszych stretch goals (śmiech). Byli naprawdę zmotywowani. Na takie tempo szczerze mówiąc nie byliśmy przygotowani.
 

MG: Byli tacy, którzy wpłacali znowu przy kolejnych stretch goals?

IH: Kilka osób tak. I nie było to wcale małe wsparcie.

FG: Był nawet właściciel pubu, który wywiesił plakat z napisem “czy Ty wsparłeś już Piwne Imperium?” i osobiście zbierał pieniądze na naszą kampanię. Z tych pieniędzy kupiono później dwa egzemplarze gry dla pubu.

IH: Trafiliśmy na fajnych ludzi, którzy zupełnie bezinteresowanie odzywali się do nas, proponowali pomoc, zapraszali na turnieje do swoich pubów, na testy…


 

MG: Wy sami też zaangażowaliście się nie tylko w swoją zbiórkę ale crowdfunding w ogóle. Pomogliście np. “Franko 2”. Możecie powiedzieć więcej?

FG: To gra naszego dzieciństwa. Chcieliśmy ich wesprzeć, odkąd usłyszeliśmy o kampanii. Pierwszy odruch był taki, żeby wpłacić pieniądze, ale… za chwilę pomyśleliśmy, że chcielibyśmy aby i inni wpłacali. Trzeba ich było jakoś zachęcić. I tak wpadliśmy na pomysł zrobienia gry planszowej print-and-play w klimacie “Franko”.

IH: Eventówka, w której naparzasz się z przeciwnikami, dokładnie jak we “Franko”. Punkty życia, ciosy, żetony obrażeń, okrzyki bojowe (śmiech). Nawet na planszy było “nie bądź ćwok, wesprzyj Franko 2”.

BFM: Fajne, że opracowaliście całą mechanikę pod tę grę.

MG: I to dość szybko…?

FG: W dwa dni. Ekipa od “Franko” dostarczyła nam grafiki, skonstruowaliśmy koncepcję i mechanikę, później testy i… było po wszystkim. 

MG: Czyli tak jak inni pomogli Wam przy Waszej kampanii, tak Wy wsparliście “Franko”.

IH: Dokładnie tak. I mam nadzieję, że będą i kolejne okazje do wzajemnego wspierania się projektodawców.

BFM: Jak układała się Wasza relacja z platformą?

FG: Od samego początku do ostatniego dnia byliśmy na gorącej linii. Cały czas w kontakcie. Zobaczyli naszą akcję na etapie zgłoszenia i od razu uznali, że to może być coś wartościowego. Zaoferowali pomoc przy promocji, przy pisaniu opisu projektu, etc.

MG: Czyli zaoferowali się z pomocą od razu, nie po tych 4 godzinach, kiedy było już jasne, że to będzie sukces? (śmiech)

FG: Nie, nie. Od samego początku.
 

BFM: Uważacie, że platformy powinny angażować się osobiście we wszystkie projekty? Czy może w część? A może jak Kickstarter powinny ograniczać się do roli providera?

FG: Myślę, że w przypadku Kickstartera to jest kwestia skali – takiej ilości projektów nie da się ogarnąć. Zresztą: Kickstarter nie musi się tak angażować. W Polsce crowfunding jest dopiero na początku swojej drogi.

IH: Trzeba i promować, i pomagać. Umieć powiedzieć: “Słuchajcie, może jeśli zrobicie to inaczej, to może się nie udać…”. Nie mogą nikogo do niczego zmusić, ale mogą dobrze doradzić. Nam doradzali np. żeby zmienić nieco progi przy nagrodach. Później przyjechali na premierę “Piwnego Imperium”.

BFM: Ja na tym etapie jestem zwolennikiem tego, aby platformy pomagały projektodawcom w rozsądnym zakresie. To buduje crowdfunding, utrwala dobre praktyki. Natomiast na dłuższą metę platformom może braknąć mocy przerobowych – przecież projektów będzie coraz więcej. Trudno uniknąć sytuacji, w której trzeba będzie wybrać: komu pomagać? Wtedy każdemu projektodawcy, który poniesie porażkę, łatwo będzie skwitować: “no tak – ale ja nie dostałem pomocy”. Pojawią się zarzuty i spekulacje.

MG: Stąd zaczyna się pojawiać praktyka sprowadzania ludzi z zewnątrz – weteranów kampanii i organizacji, takich jak… WE the CROWD (śmiech).

IH: To chętnie byśmy robili. Popełniliśmy sporo błędów, sporo rzeczy teraz zrobilibyśmy inaczej, ale dzięki temu możemy teraz pomóc innym takich błędów uniknąć.

FG: Nie popełnia błędów, kto nic nie robi.

IH: Choć chcę podkreślić, że nie kreujemy się na ekspertów. Na pewno wiele rzeczy mogliśmy zrobić lepiej. Chętnie zobaczę, jak inni robią jeszcze lepsze kampanie i chętnie będę im w tym pomagał. Naprawdę, zależy nam na tym, aby wspierać crowdfunding jako ideę. Na 100% na marginesach jakiejś kampanii jeszcze nas zobaczycie.
 

MG: Udało Wam się jednak zrealizować cel w 4 godziny. Kiedy planowaliście kampanię, zakładaliście, w którym punkcie macie szansę dobić do celu 5 tys. zł?

[taki był oryginalny cel finansowy “Piwnego Imperium” – WtC]

IH: Szczerze? Około 20 dnia. Pierwszego dnia miałem akurat spotkanie. Nie śledziłem tego, co działo się na platformie. Dopiero wiadomość od Filipa mnie obudziła. Minęło półtorej godziny i było blisko 40%. Do czasu kiedy przyjechałem do domu było już prawie 100% kwoty.

FG: Uważaliśmy, że możemy uzbierać 5 tys. w 20 dni i na ostatnie 10 zostawić stretch goal.

IH: Chłopaki ze Wspieram.to w pewnym momencie obawiali się nawet, czy 30 dni to nie za mało (śmiech)

MG: A Wy? Jesteście zwolennikami dłuższych czy krótszy zbiórek?

IH, FG (jednocześnie): Krótszych.

FG: Chodzi o dynamikę. I nie wyobrażam sobie ciągnąć naszej akcji przez 60 dni (śmiech)

IH: Chyba, żeby cały hype i pracę władować w pierwszy i ostatni moment kampanii, godząc się z tym, że pośrodku będzie dziać się niewiele.

FG: Myślę, że gdybyśmy startowali na Kickstarterze, celowalibyśmy w kampanię dłuższą niż 30 dni. Tam znacznie trudniej jest się przebić, dłużej trwa dotarcie do świadomości wspierających, przebicie się przez szum.
 

MG: Nie narażając się na dekonspirację, co możecie zdradzić o swoich planach na przyszłość?

FG: Po pierwsze, “Piwne Imperium” będzie wchodzić na rynki zagraniczne. Będziemy też jechać do Essen na targi, żeby tam promować Piwne. Mamy też inny projekt, “Dice Brewing”, który będziemy crowdfundować. I wreszcie: myślimy o grze “Naczelnik”.

IH: Na razie możemy powiedzieć tyle, że ta gra wpisuje się w naszą tradycją wyboru nietypowych dla planszówek klimatów. “Naczelnik” w ciekawy sposób rozwija ten kierunek. Będzie tam sporo myślenia, logiki. Przeczuwam, że będzie to coś oryginalnego.

BFM: Mnóstwo skojarzeń łączy się z tym słowem. Od więzienia począwszy (śmiech)

IH: Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. W stosownym momencie odkryjemy karty (śmiech).


Ostatnia część wywiadu-rzeki już wkrótce! 

Powrót

Czego szukasz?

  • Wszystkie
  • Udane
  • Trwające
Pytania? Pisz śmiało!